08-04-2013 21:17
Może jestem tu dość krótko, mało się wypowiadam, ale kiedy przeglądam te wszystkie tematy o zarabianiu nędznych grosików, dołączanie do partnera mając 100 subskrybcji, albo dylematy polegające na wybraniu partnerstwa z strony X lub Y. Oto mały wywód człowieczka, który troszkę już siedzi w sferze YouTuba.
Pewnie już gdzieś taki temat był maglowany, i chyba nie odkryję niczego nowego, jednak muszę to gdzieś wylać. I nie, nie będą to gorzkie żale. Będąc jeszcze w podstawówce, po przyjściu z szkoły wchodziłem do świątyni. YouTube. Tam było wszystko. Poradniki, faile, koty vs psy, "mój kolega rzyga na podłoge" i tym podobne rzeczy. Wtedy to, polska scena let's playerów jeszcze spała. Można było w tym czasie zajrzeć na zagraniczne kanały aby pooglądać gameplay'e. Koleś grał, nic się nie odzywał, i wszyscy byli zadowoleni - taki był wtedy standard, ale o tym później. I wiecie co...? Nikt wtedy nie gonił za kasą. NAPRAWDĘ! Pieniądze z filmów się NIE LICZYŁY! Tak więc o co chodziło? Przecież, jakby nie patrzeć, to nie miało żadnego sensu. A nie, bo był sens. Liczył się fakt że ktoś, ktokolwiek oglądał Twoje małe dziełka, byłeś z siebie dumny za każdą 5*, pochlebny komentarz, dodanie filmu do ulubionych, playlisty. A posiadanie wtedy partnera... ho ho! Cóż to były za honory, co za prestiż! Taki kanał dało się poznać bo malutkim bannerze obok "Subskrybuj". "Kurczę, ten to ma dobrze" - myślałem. Partnera miały największe kanały, toteż mogły na swoich filmach zarabiać. I nikt nic nie miał przeciwko, żadnych głosów sprzeciwu! Ależ jak tak można było? A można. Ludzie byli bardziej tolerancyjni niż dzisiaj. Pewien zamęt wprowadziły reklamy obok filmu, lub tuż nad paskiem przewijania, ale to też szybko ucichło. Ludzie zrozumieli że jest to wynagrodzenie za swoją pracę.
A jak jest dzisiaj?
Otóż drodzy państwo, świat goni za pieniądzem, a polacy nie gęsi i swój język mają. No tak, mają. Ale obudzili się troszkę za późno. Duet-jutuberów-których-nie-muszę-wymieniać (nic do nich nie mam, fajnie że złapali pomysł) pchnęła ten cały rozwój nagrywania gier z komentarzem. Jeden gimbus zauważyłem, potem drugi, trzeci, czwarty, potem kilkadziesiąt, kilkaset... *woooosh!*. I stoimy w takim miejscu, gdzie nagrywanie gier przeobraziło się z hobby, na zawód. Każdy bije się o lajki, suby, szere, cholera wie co jeszcze, o każdą złotówkę, dolara, euro... no i powiedzcie mi po co...? Nagrywanie let's play'ów nie powinno się nagrywać wyłącznie dla zysku, a dla czystej przyjemności. Można też połączyć jedno z drugim, i to filmowi wychodzi na dobre. Jednak osoby które mają po 90 subskrybcji, cieszą się na widok zarobionych groszy. Czy pieniądze stały się wyznacznikiem jakości...? W pewnym sensie tak - więcej odsłon = więcej kasy. Ale nie mogę pojąć jednej rzeczy. Osoby z 90 subskrybentami (znam przypadek z otoczenia) mają partnera, zgrywają kowboja, czują się wyróżnieni poprzez bycie w sieci partnerskiej. Czy posiadanie partnera to sposób na zarabianie pieniędzy przy jednoczesnym podniesieniu swojego ego? Tak, jak najbardziej.
A pomyślcie tylko, co by było, gdyby nie było tego całego partnerstwa, zarabiania, pieniędzy... pierwsza myśl - mniej majnkrafta - u tych większych. Oraz mniej dzieci które tylko marzą o zarabianiu tysiączków, a tak naprawdę mają figę z makiem. Druga rzecz, to lepszy jakościowo content. No bo jeśli nie chce się zarabiać piniążków, to trzeba wstawić coś pożytecznego, w ładnej oprawie. I wtedy człowiek się stara. A jeśli zdjęli by partnerstwo, to i tak gość dalej by nagrywaj bo to jego pasja. Tak, pasja. Chce dalej nagrywać. Kropka.
Chętnie poznam wasze zdanie na ten temat.
Pewnie już gdzieś taki temat był maglowany, i chyba nie odkryję niczego nowego, jednak muszę to gdzieś wylać. I nie, nie będą to gorzkie żale. Będąc jeszcze w podstawówce, po przyjściu z szkoły wchodziłem do świątyni. YouTube. Tam było wszystko. Poradniki, faile, koty vs psy, "mój kolega rzyga na podłoge" i tym podobne rzeczy. Wtedy to, polska scena let's playerów jeszcze spała. Można było w tym czasie zajrzeć na zagraniczne kanały aby pooglądać gameplay'e. Koleś grał, nic się nie odzywał, i wszyscy byli zadowoleni - taki był wtedy standard, ale o tym później. I wiecie co...? Nikt wtedy nie gonił za kasą. NAPRAWDĘ! Pieniądze z filmów się NIE LICZYŁY! Tak więc o co chodziło? Przecież, jakby nie patrzeć, to nie miało żadnego sensu. A nie, bo był sens. Liczył się fakt że ktoś, ktokolwiek oglądał Twoje małe dziełka, byłeś z siebie dumny za każdą 5*, pochlebny komentarz, dodanie filmu do ulubionych, playlisty. A posiadanie wtedy partnera... ho ho! Cóż to były za honory, co za prestiż! Taki kanał dało się poznać bo malutkim bannerze obok "Subskrybuj". "Kurczę, ten to ma dobrze" - myślałem. Partnera miały największe kanały, toteż mogły na swoich filmach zarabiać. I nikt nic nie miał przeciwko, żadnych głosów sprzeciwu! Ależ jak tak można było? A można. Ludzie byli bardziej tolerancyjni niż dzisiaj. Pewien zamęt wprowadziły reklamy obok filmu, lub tuż nad paskiem przewijania, ale to też szybko ucichło. Ludzie zrozumieli że jest to wynagrodzenie za swoją pracę.
A jak jest dzisiaj?
Otóż drodzy państwo, świat goni za pieniądzem, a polacy nie gęsi i swój język mają. No tak, mają. Ale obudzili się troszkę za późno. Duet-jutuberów-których-nie-muszę-wymieniać (nic do nich nie mam, fajnie że złapali pomysł) pchnęła ten cały rozwój nagrywania gier z komentarzem. Jeden gimbus zauważyłem, potem drugi, trzeci, czwarty, potem kilkadziesiąt, kilkaset... *woooosh!*. I stoimy w takim miejscu, gdzie nagrywanie gier przeobraziło się z hobby, na zawód. Każdy bije się o lajki, suby, szere, cholera wie co jeszcze, o każdą złotówkę, dolara, euro... no i powiedzcie mi po co...? Nagrywanie let's play'ów nie powinno się nagrywać wyłącznie dla zysku, a dla czystej przyjemności. Można też połączyć jedno z drugim, i to filmowi wychodzi na dobre. Jednak osoby które mają po 90 subskrybcji, cieszą się na widok zarobionych groszy. Czy pieniądze stały się wyznacznikiem jakości...? W pewnym sensie tak - więcej odsłon = więcej kasy. Ale nie mogę pojąć jednej rzeczy. Osoby z 90 subskrybentami (znam przypadek z otoczenia) mają partnera, zgrywają kowboja, czują się wyróżnieni poprzez bycie w sieci partnerskiej. Czy posiadanie partnera to sposób na zarabianie pieniędzy przy jednoczesnym podniesieniu swojego ego? Tak, jak najbardziej.
A pomyślcie tylko, co by było, gdyby nie było tego całego partnerstwa, zarabiania, pieniędzy... pierwsza myśl - mniej majnkrafta - u tych większych. Oraz mniej dzieci które tylko marzą o zarabianiu tysiączków, a tak naprawdę mają figę z makiem. Druga rzecz, to lepszy jakościowo content. No bo jeśli nie chce się zarabiać piniążków, to trzeba wstawić coś pożytecznego, w ładnej oprawie. I wtedy człowiek się stara. A jeśli zdjęli by partnerstwo, to i tak gość dalej by nagrywaj bo to jego pasja. Tak, pasja. Chce dalej nagrywać. Kropka.
Chętnie poznam wasze zdanie na ten temat.