Przyznam, że ciężko jest mi Journey nazywać grą - jej przejście nie zajmie nam więcej niż 2-3h, a zginąć można dosłownie w paru miejscach (przynajmniej ja takie dwa widziałem). Tytuł ten posiada jeszcze nieuchwytny artyzm, który oddziałowuje na wszystkie zmysły, budzi emocje na każdym kroku i zachęca do dalszego zagłębiania się w fabułę. Fabułę, która tłumaczona jest bez użycia słów - to, jak ją zinterpretujemy, zależy tylko i wyłącznie od nas.
Towarzyszyć nam może druga osoba, z którą nie będziemy się mogli inaczej porozumieć, jak tylko za pomocą "O" - przycisku odpowiedzialnego za krzyknięcie. Razem, dwóm podróżnikom jest łatwiej - mogą się wspierać, wskazywać różne ciekawe miejsca czy po prostu ostrzegać przed niebezpieczeństwem.
Podróż, która zaczyna się na pustyni, zabierze nas w inne, diametralnie różniące się miejsca - nie chcę za dużo zdradzić, ale w tej grze, jak w żadnej innej, żałowałem, że PS3 nie ma przycisku do robienia screenshotów. Co chwilę możemy się natknąć na idealną miejscówkę do strzelenia zdjęcia, które przyozdobiłoby niejeden ekran czy monitor, a wg mnie mogłoby wylądować na czyjejś ścianie. Muzyka jest tak wspaniale współgrająca z tym, co dzieje się na ekranie, że kompozytor musi zostać obdarowany jakimiś nagrodami
Nie chcę dużo zdradzać, ale też zaznaczam - nie każdemu ta gra może przypaść do gustu. Jedni po zakończeniu swojej Podróży są bliscy płaczu, inni wzruszą ramionami czy pokiwają głową z politowaniem lub pytaniem 'to już wszystko?'.
Dla mnie ta gra ustanowiła parę nowych wyznaczników, jeśli chodzi o wywoływanie emocji i wciąganie gracza w historie. Ja już wiem, że "zmuszę" swoją dziewczynę, by odbyła swoją Podróż (i to nie po piwo do lodówki )
ZIOMAN GORĄCO POLECA!
Wybaczcie jakiekolwiek błędy, emocje po przejściu nadal mną targają...